Nałogiem i pomyłką jest postrzeganie świata jako zlepka materii.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

"Maszeruj albo giń".



Miałam na tapecie zupełnie inny temat na post. Pójdę owczym pędem i pokuszę o podsumowanie. Choć w zasadzie nie ma czego sumować, bo ze mnie człek jest leniwy i suma summarum wychodzi na czysto. Bez emocjonalnego rollercoastera. Dołów wielkości Rowu Mariańskiego i bezsenności z powodu niespełnionych marzeń.
Nie jestem z tych co działają ambicjonalnie budując pewność siebie na dobiciu w cudzym lusterku. Nie jestem z tych, co to z nowym rokiem koncepcje przebudowy snują, tworzą plany na życie, czy też rzucają palenie od pierwszego. 

Z tym paleniem w sumie to jakaś porażka jest i granda, bo nie znam nikogo co by w ten sposób rzucił. Kto powiedział, że mus od pierwszego stycznia, a nie dajmy na to lipca. Po co czekać do nowego roku jak można już :P ?  Da się. Rzucałam w trzech podejściach. Z dnia na dzień. Dwukrotnie, po kilku latach wracałam do fajek, a za trzecim ewidentnie i na amen. Już ze cztery lata nie ćmię. Niebagatelna w tym zasługa Pitera. On pod względem palenia tytoniu w dziewictwie trwa do dziś. 
W zasadzie takie trwanie do pierwszego, że niby w nowy rok na detoksie zaczniemy, że tabula rasa itp to dla mnie żaden plan i postanowienie, a usprawiedliwienie dla nałogu w tym wypadku. Dlatego fiaskiem się z reguły kończy, a wyjątki jedynie potwierdzają regułę.
Generalnie o planach być miało, a konkretniej ich braku. Bo nikt nie zaprzeczy, że planowanie najlepiej wychodzi na papierze, ten cierpliwy jest. Życie natomiast plany najczęściej weryfikuje, a planującego sprowadza do parteru. Ot sprzężenie zwrotne. Nadajemy zbyt wielkie znaczenie przedsięwzięciom, które na nie nie zasługują. Potencjały nie równoważą się i sprawy biorą w przysłowiowy łeb. Czysta fizyka w sumie :) 
Nie raz powtarzałam i powtarzać będę, że myśl kreuje rzeczywistość. Nie ma w tym nic odkrywczego, wystarczy popatrzeć na schemat samospełniających się przepowiedni. Dotyczy to głównie fatalizmu rodzącego się z niepokoju, że zamierzonych celów nie osiągamy tak, jak byśmy chcieli. Za dużo pary w gwizdek. Nasza zbyt wybujała uważność - skupienie na celu - wbrew pozorom nie pomaga, nie buduje pewności i oparcia, stwarza jedynie nadmierny potencjał. Ileż to razy siłowaliśmy się z życiem, bo w schemacie planów nie było miejsca na potknięcia, których w rzeczywistości się nie uniknie.
A gdyby tak miast szarpać się z samym sobą przyjąć do wiadomości, że potknięcia, to droga do perfekcji? 
Jest takie przysłowie " co cię nie zabije, to cię wzmocni ". Ten zawało by się trywiał zrozumie ten, co był pod życiową ściana. Pozornie bez wyjścia. Z bałaganem w głowie rozmiaru bezmiaru. Pęka coś w człowieku i albo staje się wolny i silny tą świadomością wolności i wyboru, ale osuwa się pod ścianę.
" Maszeruj, albo giń". Od takiego momentu można się nauczyć własnej marszruty.  Pisać własną ścieżkę. Na bieżąco, bez planów i bez oglądania się wstecz. Wystarczy w tym życiowym nurcie, który biegnie najmniejszą drogą oporu i zgodnie z zasadą brzytwy Ockhama niesie najprostsze i najlepsze rozwiązania, znaleźć prąd, który nas poniesie w takim rytmie, jaki nam odpowiada. Bez dostosowywania się do tempa innych, ale i bez ingerencji w ich tempo, bo każdy z nas może kształtować jedynie własną rzeczywistość. 
Gdzie wśród tych pseudo metafizycznych wynurzeń  miejsce na podsumowanie pewnie się ktoś spyta? Ano w tym, że wszystkie potknięcia wynikające z kurczowego trzymania się planów i złożeń, pochodzące z nomen omen problemów z ich realizacją, biorą się nie mniej ni więcej  z tego, że w planach owych brak miejsca dla nas samych. Naszych rzeczywistych, prawdziwych pragnień, celów i intencji. Zamiast kształtować skupiamy się na udowadnianiu sobie samym i innym, że potrafimy trzymać się ustalonej, cudzej marszruty, gdy tymczasem należało by tworzyć własną. 
Goniąc za tym fałszywym obrazem samego siebie w najgorszym wypadku nie osiągniemy nic, w najlepszym osiągnąwszy zrozumiemy, że nie tego oczekiwaliśmy. Pewnie dlatego leniwie poddaje się prądowi. Nie muszę prowadzić bilansu zysków i strat, bo takich zwyczajnie nie ma. Nie gonię za niczym, szkoda mojego czasu i energii, ale gdy to nic przychodzi, wykorzystuję szansę na ile się da. To co mi potrzebne zjawia się samo. Dalego zawsze mam to czego potrzebuję, w odpowiednim czasie i miejscu. 
Co ma wisieć nie utonie ;) 




Pozdrawiam noworocznie  :)



22 komentarze:

  1. Piszesz, że to, co potrzebne zjawia się samo, ale wiesz, czego chcesz, wiesz, co jest dla Ciebie dobre, aby to coś pasowało i było przydatne. Jakiś cel jednak temu przyświeca. A przede wszystkim jesteś wspaniale świadoma siebie i nie boisz się o tym mówić i pisać. To jeden z najlepszych wpisów, jakie ostatnio czytałam. I pomimo, że nie zawsze się z Tobą zgadzam, lubię bardzo czytać, to co piszesz, a mój partner jest wręcz fanem Twojego bloga i muszę go informować na bieżąco, czy coś się pokazało nowego :)
    Wszystkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Metodą prób i błędów to świadomość wypracowałam i wypracowuje ;) Co nie oznacza, jak mawiał filozof, że nadal wiem, że nic nie wiem :) Człowiek cały życie się uczy i umiera głupi ;)
      Dziękuję za słowa uznania (rumieni się ), a co do zgody w każdym temacie, to gdy by tak było nie było by się do czego odnieść i o czym dyktować. Często miewam odmienne zdanie, co nie oznacza, że mam rację ;) Dzięki perspektywie innych osób, można popatrzeć szerzej :)

      Usuń
  2. Generalnie nie planuję nic. Mówi się, że: "Człowiek planuje, a Pan Bóg ze śmiechu pęka. To wielka sztuka oddzielić to co dobre dla nas i przyjąć to, od "pos trupach do celu"
    Masz rację, że gdy nie planujesz, samo wpada do rąk i zadziwia...
    Życzę Ci samych wspaniałych chwil, aby w Nowym Roku spełniało się Twoje marzenia, ale tylko te, które same poprowadzą Cię w najlepszym kierunku :)
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano dokładnie tak jest. Im mniej wysiłku tym większe zaskoczenie. Pozytywne. Bo cały myk w tym by się nie siłować :)

      Usuń
  3. Miło, że nasze poglądy są prawie identyczne. Mniej więcej podobnie wyrażałem się w komentarzu na blogu "Kury".
    No cóż jedni idą własną ścieżką wyrąbywaną w skale, a inni są przenoszeni w lektykach - rzecz gustu. Życzę skutecznego marszu.
    Pozdrawiam Nowo rocznie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast drążyć skałę wolę zachować energię na przyjemniejsze rzeczy :) Życie jest zbyt krótkie by się z nim szarpać. Poza tym nic nie muszę nikomu udowadniać :)

      Usuń
  4. Nie zawsze to, co chcemy zjawia się samo. To byłoby za proste. Losowi trzeba pomóc, zadziałać, podjąć decyzje. Ale racja, że nie ma co się spinać. Raczej takie podsumowania i postanowienia trzeba traktować jak zabawę. I tyle. Jest takie powiedzenie: "Chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu swoich planach".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, to jest proste :) Zawsze najlepsze rozwiązania są najprostsze, dlatego tak ciężko nam jest je przyjąć za pewnik. W społeczeństwie pokutuje przekonanie, że nic nie osiągnie się bez ciężkiej pracy. Sama praca jak najbardziej na tak, ale nie do zarżnięcia nie w peletonie.Nie dla mieć, a dla być. Bo inaczej gdzie wtedy czas na samo życie. Na jego celebrowanie? A pomagać owszem, chwytać to co niesie nam prąd i korzystać z fali ile się da :) Taki życiowy surfing :)

      Usuń
  5. Nigdy nie lubiłam niczego planować, bo zbyt dużo musiałam pisać rozmaitych planów w pracy. Owszem, czasami coś trzeba zaplanować, bo inaczej by się nie wyrobiło, ale to raczej plany krótkofalowe. Po co planować coś, co może się nie sprawdzić i wtedy nastąpi rozżalenie
    Dużo szczęśliwych, nieplanowanych chwil w nowym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie krótkofalowe, to carpe diem właśnie :) Nic na siłę, do przodu, ale leniwie i bez pośpiechu. Bo jak to mawia moja mama "jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy".

      Usuń
  6. Wszystko zależy od silnej woli. Trzeba nielada samozaparcia, by ten konkretny dzień stał się tym od którego chcemy coś zmienić. Masz rację - od nowego roku - brzmi jak wymówka i tanie usprawiedliwienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem. Ale gdy jest się świadomym, wolnej woli i wyboru, to jakoś łatwiej dać sobie radę z nałogiem na ten przykład, bo człowiek wie, że to on ma nałóg a nie nałóg jego. Jak to ktoś kiedyś trawialnie, ale trafnie powiedział " wszytko jest umysłem ' ;)

      Usuń
  7. Takim tytułem zaczęłaś... Pot leci, nie powiem po czym, jak to w Legii Cudzoziemskiej. A tu taki zefirek. Czas, miejsce i sposobność. Carpe diem :)
    Nie nauczyłam się jeszcze palić, ale lubię patrzeć na palącą i przy tym zrelaksowaną osobę. A postanowienia? Hm. Niech na co dzień, nie od święta, buzia będzie uśmiechnięta :) Tobie też tego życzę na ten Nowy Rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano własnie tak z grubej rury mi wyszło, chyba specjalnie. Chociaż przenośnia może i trafna, bo albo my życie, albo ono nas w tym marszu :) Maszerujesz, albo giniesz w zmaganiach z samym sobą ;) Generalnie to mi się tytuł z tym dnem skojarzył, albo się odbijesz, albo utoniesz. W każdym wypadku następuję zmiana i to solidna. i samoświadomość większa :)

      Usuń
  8. Nigdy nie rozumiałem o co chodzi z tym nowym rokiem. Ot, jeszcze jadna okazja do powygłupiania się i dobrej zabawy. Jak sie postanowienia noworoczne potraktuje jak niezła hecę, to można sobie wszystko postanowić bez obawy o stan duszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha jak najbardziej, jeśli to heca :)
      Bo przecież żaden nowy rozdział, bo takie rozdziały to nawet w lipcu, czy lutym pisać można :)

      Usuń
  9. PODZiWIAM! i ukłony przesyłam - za rzucenie palenia. Ja nie rzucam, a palę, kiedy mam ochotę, zwykle wieczorami. Powinnam nad sobą popracować. I mam taki zamiar od Nowego roku - czyli od jutra. Oj dla mnie to bez znaczenia od kiedy zaczynam, zwykle wytrzymac w postanowieniu nie potrafię. Ale przynajmniej próbuję.
    Do siego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie masz ochoty nie rzucaj :) Jak człek robi coś na siłę, to nieszczęśliwy tylko. Mnie się po prostu zachciało, bez żadnych szumnych deklaracji. Rzucę to rzucę, jak wrócę trudno, spróbuje może kiedyś kolejny raz. Jak to mówią do trzech razy sztuka.
      Co do prób to tez jedna podejmuję nieustannie i tylko na tym polu na nędza. Za dużo pary w gwizdek, muszę się ogarnąć i spuścić z tonu ;)

      Usuń
  10. A cie Florek! Lepszego podsumowania roku nie znalazłam na żadnym blogu. I mimo, że głównie snuję plany jesienią (by do Nowego było z czego rezygnować) to siła rażenia twego wpisu w moim umysle była przeogromna. a wszystko zawiera sie w tym zdaniu: "że w planach owych brak miejsca dla nas samych."
    dzięki za unaocznienie tej wielkiej prawdy, bo ja pędząc przez zycie dostając zadyszki głównie realizuję plany, ale innych!
    Serdecznie pozdrawiam w Nowym Roku i żeby ci nie przyszło do głowy zniknąć z blogosfery, bo ja choć rzadko wpadam, ale jak juz wpadnę to "biorę cię" hurtem i napawam się trafnością twoich spostrzeżen, barwnym językiem i lekkim piórem. Nawet mężowi cię cytuje często. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to mi już to znikanie przychodziło ;) ale na pewno nie na zawsze ;) Za bardzo Was tu wszystkich lubię :)
      I dziękuje za dobre słowa :)

      Usuń
  11. Wszystkiego pięknego w Nowym Roku 2014!

    Ja niczego nie postanawiam na nowy rok, bo nie jestem konsekwentna. No to po co?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konsekwencja konsekwencją, ale z reguły jest tak, ze spontany, a nie plany najlepiej finiszują :)

      Usuń