Czasy słodkiego nieróbstwa odchodzą definitywnie w niebyt. Czas wrócić do rzeczywistości, a rzeczywistość niestety nawet przez różowe okulary wygląda tak, że nie wygląda. Nie chce mi się nawet myśleć, czytać, oglądać newsów. Zmęczyłam się polityką, albo też jej konsekwencjami: geopolitycznymi, krótkowzrocznością, brakiem dobrej woli. Nieważne. Wolę tymczasem zupełnie nie feministycznie kalać - ta zniewaga krwi wymaga ;) - własne gniazdo siedząc w kuchni pichcąc, wekując, jedząc i mając wyrąbane na wszystko.
I tak ostatni tydzień minął mi pod znakiem egzaminów z inglisza - egzamin za mną, a szprecahć dalej nie umiem - jak i grzybobrania.
Wychodząc z słusznego założenia, że nie lzia się uczyć na kwadrans przed ewentualną tragiczną konsekwencją nieuctwa jaką jest egzamin, poszłam nie naumiana. Za to szczęśliwa jak pijany zając. Podobnie jak pozostała piątka w nieuctwie współwinna.
Wiadomym jest, przynajmniej w przypadku naszej szóstki co sprawdzone zostało i poparte doświadczeniem, że stres powoduje głupawkę. Nasza była pierwszorzędna. Dawno mnie tak paszcza nie bolała od śmiechu, a cudowna lekkość bytu przyprawiała o zefirkowaty nastrój.
No cudnie było. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak dobrze bawiłam. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się jak nastolatka na wciecze. A to za sprawą cytrynówki pitej w busie w drodze powrotnej - przewidująco, absolutnie nikt nie pisał się na jazdę własnym autem ;) Deprawowaliśmy pasażerów własną wesołością. Widać takie czasy, że beztroska gorszy. Abo też nasze polskie zamiłowanie do gremialnego ponuractwa. W każdym razie najpewniej popełniliśmy jeden z grzechów śmiertelnych nieistniejącego kodeksu pasażerów, bo ci się na nas boczyli okrutnie, a zaznaczyć muszę, że cytrynówkę ową piliśmy bardzo dyskretnie i w ilości znikomej. Rozmowy zaś, bardzo kulturalne dotyczyły permanentnej beki z samych siebie i egzaminu. Ten po mimo braku płynnej wymowności - płynów wyskokowych nie uzupełnialiśmy przed, stad brak płynności w wymowie ;) - przebiegł w iście rozrywkowej atmosferze. Bo już na wstępie zdębieliśmy widząc wygalantowanych współtowarzyszy niedoli - gajery, żakiety, elegancja Francja - gdy my sami od arbaita oderwani poszliśmy jak staliśmy ;) Czyto, schludnie, czarno biało, ale bez fanfar i ekstrawagancji przeca. Więc by sobie samopoczucia nadwątlonego samym faktem nadciągającego egzaminu nie psuć bardziej, obśmialiśmy swoje faux pas bezlitośnie. I tak nam do końca zostało. Łącznie z beką z kolegów, którzy na ustnym umawiali się na disko i rwanie lasek po robocie na six o 'clock am :P Stres nie zna czasu ani godziny ;)
Po cytrynówce była knajpka. Piwko i pizza - żadnego z nas wynalazki takie jak sushi nie przekonały ;) Powtórkę szykujemy za dwa miesiące jak wyniki przyjdą z Frankfurtu. Nie pytajcie czemu z Frankfurtu, bo nie wiem. Tym bardziej, że to egzamin z angielskiego był ;)
Na grzybobraniu natomiast, które uskuteczniałam z Asią i psiowymi zwyczajnie zgubiłyśmy się. Zaczyna nam to wchodzić w nawyk. Tradycją sięga zeszłego roku, kiedy to po raz pierwszy i jak się okazuje nie ostatni zgubiłyśmy się w lesie, w którym grzyby zbieramy od lat. Asia uparcie twierdzi, że to przez babinę spotkaną w zeszłym roku, z którą ucięłam sobie niewinną pogawędkę. Widać, źle mi z oczu patrzyło, bo czy to za moją sprawą, czy też ówczesnej Asiowej lektury imć pana Stefana Dardy o tytule "Czarny Wygon" - swoją drogą polecam - po której w lasach oczekiwała na każdym kroku upiorów, utopców, a po babinach złych intencji poplątało nam ścieżki. I tak pląta do dziś. Nawet psy nie pomogły, bo trzymając się nas zgubiły się wespół zespół. A gps zgubił zasięg. W efekcie gubienia zabrakło nam toreb na grzybki, a o prawdziwsze zdumienie i refleksje nad naturą rzeczy przyprawiło nas spotkanie Asiowego pierworodnego w głębi lasu, kiedy to szukałyśmy żywej duszy, co by o zagubioną drogę pytać. Młody z bracią harcerską w ilości sztuk dwóch wędrował na punkt zborny. Czasem, jak się później okazało nawet wpław ;)
W świetle wczorajszych dokonań resztę dzionka i dzisiejszy ranek spędziłam przy czyszczeniu, segregowaniu suszeniu i wekowaniu grzybów. A sosu grzybowego ja, młody i Piter nie tkniemy jakiś tydzień. Mniej więcej. W każdym razie do momentu kiedy po zamknięciu oczu nie przestaniemy mieć grzybowych powidoków ;)
Prolog w świętowaniu egzaminu. Epilog w październiku będzie :)
Pozdrawiam.
Przed kilkunastu laty grupa pracowników wyjechała zakładowym busem na grzybobranie. Jak zwyczaj każe każdy z uczestników miał 0,5 l w torbie na grzyby. Tankowanie zaczęło się zaraz po ruszeniu. Nie pił tylko kierowca, jednak to nie pomogło, bo na drogę wybiegł dzik, kierowca gwałtownie skręcił, busem zarzuciło, a dalej było komicznie. Kierowcę wyrzuciło przez drzwi na miękką drogę leśną, a bus przekoziołkował i dachował kilak razy. Gdy kurz opadł na drodze ukazał się CAŁKOWICIE rozbity bus, a obok niego porozrzucani, kompletnie pijani pasażerowie. Nieopodal, na środku drogi dumnie stała nieodkryta półlitrówka kierowcy kusząc swoją zawartością ...
OdpowiedzUsuńHahha. To bardzo typowe jest w takich okolicznościach ;)
UsuńGdyby byli trzeźwi z całą pewnością skończyło by się znacznie tragiczniej. Dla półlitrówki pewnie też ;)
Życzę Ci zdania wszystkich egzaminów w życiu i niegubienia się w lesie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Dziękuję :) Postaram się :)
UsuńGrzyby lubię, ale w formie przetworzonej. Zbierać nie lubię i nie potrafię, ale za to lubię las:-)
OdpowiedzUsuńLas jest zawsze fajny. Bez grzybów też :) Nawet jak się człowiek gubi, a drzewa i ścieżki wszystkie takie same wtedy ;)
UsuńPośmiałam się uroczo czytając Twój tekst :)
OdpowiedzUsuńI trochę z pasażerów w autobusie i z tych co w gajorkach przyszli, i troszkę z opowiadania z lasu :) Masz świetny dar przekazywania prostych rzeczy w sposób który banalny nie jest, jest wesoły, trosze zakręcony i niemożliwie pozytywny!
:)
Bardzo się cieszę, ze się podobało i że się pośmiałaś ;) I dziękuję za ślicznie za miłe słowa.
UsuńA w banalności czasem trzeba poszukać radości, bo z tej powagi to by człek do reszty skapcaniał ;)
Te zdjęcia były robione w prosektorium?
OdpowiedzUsuńW knajpce. Ale głowy nie dam, że trupa tam gdzieś w szafie nie trzymali ;)
UsuńZdjęcie z komórki, to i szału nie robi ;)
Od czasu, do czasu dobrze poczuć się jakby się miało naście. Życzę zdania egzaminu, a nawet jak nie zdasz, to świat też się nie zawali. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie :)
UsuńZ powodu nie zdania egzaminu z całą pewnością nie będę miała traumy ;) Co więcej gdyby moje kłopoty ograniczały by sie jedynie do takich problemów niewątpliwie była bym najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi ;)
Egzaminu gratuluję ale interesuje mnie łączenie grzybów z cytrynówką , jakiś przepis? ha ha ha
OdpowiedzUsuńA to najlepiej na ostro w formie zagrychy ;)
UsuńSłoiczków po grzybobraniu u mnie ci dostatek. Służę uprzejmie. Niestety cytrynówki brakło ;)
Słowo daję, tez chciałabym mieć wyrąbane na wszystko. Chwilowo mi tego bardzo potrzeba :)
OdpowiedzUsuńDla jako takiego komfortu psychicznego tymczasowe wyrąbanie bywa niezbędne :)
UsuńA w sumie... co to za problem...? Chce mieć, no to... niech mam! :)
OdpowiedzUsuńNo no, tak właśnie. Tak :)
UsuńCzuć jesień, to fakt...
OdpowiedzUsuńA w lesie to uważaj! Ja bym chyba narobiła w gacie jakbym się zgubiła :-)
Ja się gubię w tandemie z Asią. We dwie to nawet ekscytujące bywa i stanowi małe wyzwanie ;) Sama jedna pewnie nie była bym taka podekscytowana, Asia też :)
UsuńCzyli i u Ciebie się , oj, dzieje....dzieje. Buziaki!
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemne to dzianie się jest ;)
UsuńA Ty tym bardziej, po reformie w pracy masz wyzwania, z którymi radzisz sobie po mistrzowsku :)
Będę tu wpadał częściej ; )
OdpowiedzUsuńWpadaj wpadaj :) Tyle, że ja bywam również śmiertelnie poważna i ciężkostrawna ;) To tak w ramach uprzedzanie przed rozczarowaniem ;)
UsuńAle fajna grupa pod wezwaniem! Chciałabym w waszym towarzystwie zdawać egzamin! Tez pomaga mi w przeżyciu stresu glupawka. I sprawdziłam juz, ze dobry humor jest w jak najbardziej złym tonie zwłaszcza w środkach transportu, czy kolejkach. Mile widziane ponuractwo :) ale mnie ubawiłas! Dobrze, ze humor nie opuszcza cie jesienią! :)
OdpowiedzUsuńJa nawet śmiertelnie poważna będąc lubi się ponabijać w duchu ;)
Usuń