Czasu. Bo niczego innego.
Poczucie winy mnie gnębi, więc z usprawiedliwieniami spieszę jak uczniak, co go na wagarach przyłapano ;) Bo po troszku to z lenistwa też. Błogostan mnie dopadł, tudzież marazm jak kto woli. Na jedno wychodzi. Prawie ;) Zaległam z nosem w książkach i na wsi, co to internetu nie ma, a na tel pisać epistołów nie lubię.
Z bumelanctwa zatem i pasji czytelniczej wzięła się absencja i rozrosła mnożąc ponad potrzebę. Za karę na dupce sadełka przybyło ;) Bo nie lzia inaczej gdy się zjada kilogram chałwy średnio na półtora dnia ;)
Powiększył mi się również domowy inwentarz o kota w ilości sztuk jeden. Tradycyjnie rudy. Biały po prawdzie też jest. Trochę. Kota nie zastanawiając się zbyt długo - jak mawiał pewien pisarz: zło wszelkie z myślenia się bierze ;) - do domu wzięliśmy. Chude to, długie z ogonem mizernym. Biedactwo takie niedożywione, że aż kanciaste. Ale bydle zmyślne. Z kuwety choć zapierał się początkowo łapami i pazurami korzystać się naumiał w mig. Do psa przywykł też dość szybko, choć prewencyjnie powarkiwać wciąż mu się zdarza. Przywykł do tego stopnia, że z psiej miski smakołyki wyjada. Pies na specjalnie nieszczęśliwego z tego powodu nie wygląda, bo wyjada z jego. Wiadomo z cudzej miski, czy w cudzym domu smakuje zawsze lepiej niż we własnym ;)
Rozleniwiły mnie ostatnie podrygi wakacji. Ale już end of time laby. W przyszłym tygodniu egzamin mam, bo przyszło mi do głowy poprawić kiepski angielski. Angielski nadal mizerny, więc wynik egzaminu na kolana nie powali. W każdym razie chwalić się nie będzie czym ;) Ani opijać.
Leniusiołek jak dopadł tak puścić nie chce ;) Bije się w pierś i obiecuje, że od tego tygodnia w karby, za karczek leniusiołka solidnie wezmę i nadwątloną reputacje nadrobię na blogach bywając częściej. Na własnym też.
PS. Przepraszam za falstart. Ulę jak najbardziej, bo się pofatygowała i komentarz nawet zostawiła.
Zassała mnie lektura ;)
Owoc grillowania mego. Fistek.
Pozdrawiam wciąż wakacyjnie (leniwie macha łapką popijając - bardzo patriotycznie - cydr przez słomkę).
Kot mi się widzi, natomiast chałwa w zapodanej ilości niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńJak fajnie odciąć się od cywilizacji choć na parę dni:-)
Bardzo fajnie :) z takiej perspektywy wyraźnie widać jak ta cywilizacja upośledza mimo wszystko ;)
UsuńJak tylko sobie można pozwolić na małego lenia, to trzeba z tego korzystać, a kotek śliczny.
OdpowiedzUsuńU mnie ten leń to chyba domownik stały. Młody go tak czule pielęgnuje, ze ani myśli odejść ;)
UsuńTa chałwa nie chce mi wyjść z głowy. A rudy fajny. :)
OdpowiedzUsuńNie ma rzeczy niemożliwych ;) A rosnący zadek na takim wikcie, to trochę na wyrost ;) Bo co się lubi, to nie szkodzi O! ;)
UsuńKiciuś cudny. Chałwa smaczna, ach!
OdpowiedzUsuńŚliczny :) Tylko mnie martwi, że po mimo zabezpieczenia balkonu, bydlę zmyślne już na barierkę skacze. A to parter jest :(
UsuńWidzę, że Luniusiołek czuje się u Ciebie wyśmienicie, ja mojego ostatnio niechcący na Niechcieja przerobiłam, ale to po prostu inny typ. ;) :)
OdpowiedzUsuńA kociak prześliczny. :)
Leniusiołek chyba antypatyczniejszy, przynajmniej z imienia ;) Mój już chyba stały domownik. Młody obłaskawił, prawie w ramki oprawił, to co się będzie bezpańsko pałętał ;)
UsuńSympatyczniejszy miało być. Dlatego zaraza nie lubie pisać z tel. Ma pokrecony słownik. Głupia technologia ;)
UsuńRacja, że Leniusiołek brzmi sympatyczniej. :)
UsuńTylko pozazdrościć
OdpowiedzUsuńNiestety laby już koniec. A ja w lenistwie i zamiłowaniu do jedzenia i lektur ciężko reformowalna jestem ;)
OdpowiedzUsuńTo przecież jest fajne więc po co sie leczyć
Usuń!!!!ach cóż za boska fryzura!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam, kiedyś też taką miałam!
Dzięki : )
UsuńA wiesz co mnie rozbraja, że się podoba kobietom, których za nic nie podejrzewała bym o to, że podobać się może :) Taki paniom w typie balzakowsko - moherowym ;) Albo dziewczynom w typie urzędniczek, myszek, które by chciały ale nie maja odwagi ;) A u mnie parafrazując powodzenie: dupa się starzeje, a łeb szaleje ;)
Fajny kot:)
OdpowiedzUsuńA tak do końca, to nie marnujesz czasu. Czytasz książki, co jest bardzo pożyteczne. A w naszym kraju to rzadkość.
Pozdrawiam:)
Uwielbiam takich kocich rudzielców. Chałwę też lubię, ale nie jadam, bo chudnę i zawzięłam się, że już nigdy nie wrócę do swojej poprzedniej wagi.
OdpowiedzUsuńNiedawno wróciłam z wakacji i też nadrabiam zaległości w bywaniu na Waszych blogach. Pozdrawiam :)
Wspaniale, że mogłaś poleniuchować i nie myśleć o poważnych sprawach. Kotek sympatyczny i ciekawy kolorystycznie.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tej chałwy, bo ja nie mogę jej jeść.
Pozdrawiam.
Ja bardzo lubię nie myśleć o poważnych sprawach. Pewnie dlatego teraz za dużo wpisów poważniejszych nie daje. Raz, że z rytmu wypadłam. Dwa na chwilę obecną zwyczajnie mi się nie chce ;)
OdpowiedzUsuńA z chałwą chyba koniec, bo moją ulubioną z Lidla wycofują :(
Anka! Aleś Ty piękna!
OdpowiedzUsuńA to już zasługa fotografa ;)
OdpowiedzUsuń