Nałogiem i pomyłką jest postrzeganie świata jako zlepka materii.

niedziela, 16 listopada 2014

Mety nie ma, ale koniec jest.




Ktoś kiedyś napisał, że "dzieciństwo to najlepsza bania w życiu" i ja dorastająca w latach osiemdziesiątych kiedy to stan wojenny, kartki, pot barchany i łzy podpiszę się pod tym anonimowym twierdzeniem wszystkimi kończynami i nosem nawet.




Ktoś inny powie, "ale to już było"... i co z tego. Wspomnienia są, kiedy to zamiast w Need for speed graliśmy w kapsle - tak tak pasjami lubiłam, a wojny toczyliśmy na plastykowe żołnierzyki, bo o World of Tanks nikt nie słyszał. Zamiast na fejsie z dzióbkiem wisieliśmy na trzepach głową w dół - oleum niestety nie przybyło ;) Robiliśmy zamki z błota. Generalnie błoto bardzo wszechstronne było, bo udawało zupę nawet jaki i  drugie danie. Najczęściej z kamieniem w tandemie robiącym za schabowego. 
A perwersyjni byliśmy, że aż strach. I tak po pierwszym brazylijskim tasiemcu co się zwał "Niewolnica Isaura" i jak na owoczesną preproletariacko - partyjną linię programową przystało potępiał siarczyście zgniłą dekadencję burżuazji i niekiedy niewolnictwo - rzecz się działa  w XIX wiecznej Brazylii - bawiliśmy się w Leoncia - burżuja i Isaurę - niewolnicę. Dzisiejsze feministki i Partia Zielonych najpewniej zawyliby w proteście, bo zwykliśmy byli okładać się wówczas przywiązawszy do drzewek, wierzbowymi witkami i nie było żadnych parytetów. O dziwo z kolegów nie wyrośli dewianci i bokserzy od za słonej zupy, a koleżanek kobiety upadłe, bądź zniewolone męskim patriarchatem. Ba, nie łapaliśmy nawet kataru ganiając całe dnie w błocie i wywijając orły na śniegu, lub biegając w deszczu, kilometrami po wykrotach i bawiąc w podchody.
Nikt nie myślał o zarazkach - do historii przeszły tzw"złodziejki" kiedy my, amatorzy zielonych jabłek i niemytych truskawek przesadzaliśmy działkowe płoty, drąc spódnice i spodnie w pogoni za owocem. Wiem wiem, niemoralne to było ;) 
Byliśmy dziećmi. Po prostu. Nie wymagano od nas niemożliwego, nie stawiono wyśrubowanych standardów. Zwyczajnie pozwalano cieszyć się dzieciństwem. Co z tego że siermiężno - barchanowym. Było takie jakie być powinno - najlepsze. 
Nie wątpię, że rówieśnicy mojego syna z równym rozrzewnieniem wspominać będą swoje smarkate lata. Chyba każde pokolenie wychowane w miarę spokojnych czasach uważa swoje dzieciństwo za najlepsze. Tak być w każdym razie powinno.
Zadek przyrośnięty do krzesła przed kompem, przy tubce i fejsie, to jeszcze nie koniec świata, ale dzieciństwo naznaczone szybszym dorastaniem i często ambicjami rodziców, którzy mieli to szczęście, że od małego w peletonie gonić nie musieli, ale sami swoim dzieciom je odbierają, już tak. W każdym razie z mojego punktu widzenia. 
Trójka z plastyki - nie każdy Michałem Aniołem się rodzi - to nie powód by zlecać opłaconej pani plastyczce pracę nad pracą dla dziecka, które piątkę ma mieć i basta. A najlepiej szóstkę, skoro siódemki nie ma. Dwója z religii to nie katastrofa na miarę tragedii narodowej, tym bardziej gdy dramatyzowanie grubą hipokryzją trąci ze strony rodziców ateistów. 
I tak się zastanawiam, kiedy te dzieci mają być dziećmi.
Nigdy nie  nad złymi stopniami - a matką bywałam nadopiekuńczą ;) rąk nie złamywałam, szat nie darłam - irytowały jedynie te nabyte z lenistwa jak brak pracy domowej - w międzyczasie komputer mógł dostać nóg i dać nogę ;) -  czy nienauminy wiersz, bo za takie duperele dostawał głównie mój Młody pały. Nieróbstwem uczyłam drania, że się ponosi konsekwencje i nie dla mnie uczy. Nie było odrabiania lekcji za dziecko. W gimnazjum wreszcie pojął ;) Lepiej późno niż później.
Nie chcę wyhodować kolejnego, nawet wygranego szczurka w karuzelce, goniącego za ułudą. Zrealizowanej mniej lub bardziej, sfrustrowanej ofiary cudzych ambicji, która od małego tańczy, śpiewa recytuje i żyje jak jej zagrają. Chcę  by moje dziecko było szczęśliwym dorosłym. Świadomym swych plusów i minusów, wad i zalet. Takim, które realizuje się nie dla kogoś, ale dla siebie, które kocha to co robi i nie ma w życiu pod górkę z powodu wyśrubowanych aspiracji, zazdrości, czy zwykłego strachu. Takie, które wie co to wolna wola i wybór, nawet jeśli idealista.
I tak dumając nad tym wszystkim wiem, że miałam najlepszą banię w życiu i mam mamę, która jest taka jaka być powinna: kochająca i nieoczekująca niczego w zamian. To jest niebywałe szczęście :)








Pozdrawiam.


18 komentarzy:

  1. Każde dzieciństwo ma swoje plusy i minusy, ale faktycznie - patrząc z boku - można odnieść wrażenie, że najgorsze lata to dekady 50' i 80' ub.w.. Ja miałem "szczęście", bo była to 60', i chociaż było przaśnie, to jednak wiadomo było do czego zmierzać. Powiedzenia "ucz się i pracuj", "uczciwą pracą, ludzie się bogacą", czy "ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz" sprawdzały się, i nawet sierota z domu dziecka mogła zostać doktorem nauk i ministrem, a elektryk prezydentem - czego dowiedli nasi styropianowi politycy. Dzisiaj z tych powiedzeń można się tylko pośmiać, gdy b. premier RP mówi, że: "Aby być kimś, trzeba ukraść pierwszy milion", a inni, że RP to ch. d. i kamieni kupa ...

    Pozdrawiam
    Andrzej Rawicz (Anzai)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, teraz jak człek wykształcony, ale uczciwy, to najczęściej biedny jak mysz kościelna. Miarą czasów i człowieczeństwa są również życiowe priorytety.

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo bym chciała być kiedyś przy tym jak mój syn będzie tak wspominał swoje dzieciństwo przy moim wnuku, który będzie na niego spoglądał z takim lekkim politowaniem w oczach, jak on kiedyś na mnie. Tylko po to by powiedzieć synkowi - a nie mówiłam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc ten post miałam za plecami syna, który czytał i ironizował. Więc mogę powiedzieć, że zagadnienie znam z autopsji ;)

      Usuń
  3. Ja się cieszę, że moje dzieciństwo poznało trzepak, chowanego i grę w klasy... Niezapomniane lata... Cudowne...


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że mam takie a nie inne doświadczenia. Mój syn, jego rówieśnicy mają inne, z ich punktu widzenia najlepsze ;)

      Usuń
  4. Ach! Trzepak podwórkowy i mecze o złote kalesony, i horrory ( opowieści wieczorne na trzepaku) Tyle mieliśmy pomysłów, chociaz na podwórku jedynie trzepak i śmietnik...... A pamiętacie pączki z błota?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Horrory pamiętam. Potem cichaczem z latarką pod ręką kładłam się do łóżka, by w razie czego strachom w oczy poświecić i pogonić. A jak ja się cieszyłam, ze nie mam łóżka tylko wersalką. Pod łóżkiem zawsze mogło jakieś licho siedzieć ;)
      Ha, a pączki zawsze były w głównym menu :)

      Usuń
  5. Podoba mi sie Twoje podejście

    OdpowiedzUsuń
  6. I jeszcze zabawy w podchody, w dwa ognie, klasy i wszystkie drzewa zaliczone (kto wyżej i które drzewo zaliczone), to były czasy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na drzewach to ja wydarłam mnóstwo ciuchów. Głównie kiecki, bo przeszkadzały. W końcu mama że grzecznej panienki w kokardkach i podkolanówkach ze m,nie nie zrobi i poddała się na rzecz spodni.

      Usuń
  7. Też chcę tego samego dla swojej córci. :)
    PS A grałaś w grzyba? Wyobrażasz sobie dzisiaj dzieciaki z nożami na podwórku? ;) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie ten grzyb inaczej się zwał, ale grałam ;)
      A dzieciaków z nożami na podwórku w chwili obecnej nawet nie chcę sobie wyobrażać ;)

      Usuń
  8. Moje dzieciństwo przypada na lata sześćdziesiąte i mam podobne wspomnienia. Łaziłam z chłopakami po drzewach, po szkole grałam pasjami w dwa ognie na podwórku i niczym cyrkowiec wykonywałam karkołomne ewolucje na trzepaku nad betonowym placykiem pod nim. Dobrze, że tego mama nie widziała, bo zawału by dostała. Sama się zastanawiam, jak to się stało, że nie spadłam na łeb i karku sobie nie skręciłam. A jakoś nie skręciłam. Chodziłam, owszem, na zajęcia dodatkowe - niemiecki i SKS oraz do ogniska muzycznego na lekcje gitary, ale jakoś nie czułam się przeciążona. Grunt, to nie tracić zdrowego rozsądku w wychowywaniu dzieci.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, całymi dniami człowiek nie wganiany był, robił najgłupsze rzeczy i przeżył ;)
      A nie czułaś się przeciążona pewnie dlatego, że robiłaś co lubisz, a nie to co musisz ;)

      Usuń
  9. Przez ambicje rodziców i nieustanny wyścig szczurów większości dzieci zabiera się ich dzieciństwo.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ot, krótka i smutna prawda.

    OdpowiedzUsuń