Skąd obserwator, dodatkowo stada? Wiem, nie dopowiada się pytaniem na pytanie;) Wybieg stąd, że całe dziesięć minut szukałam nazwy, która niczym piorun sycylijski spadła na mnie równie gwałtownie, jak miłość na Michaela Corleone i była to fascynacja obopólna i na amen :)
Osobiście odbieram ów tytuł ironicznie i przewrotnie. Podobno obserwatorem stada w menadżerskiej nowomowie określa się pastucha :) Zdecydowanie wolę widzieć się w roli pastucha niż barana ;) Chociaż punkt widzenia, zależy nomen omen od obserwatora i jest z nim jak z prawdą, tudzież dupą - każdy ma swoją. Pytanie tylko skąd wiadomo - w przeciwieństwie do dupy - czy nasza prawda jest nasza, czy też zapożyczona. Mamy tę głupią przypadłość, że wszelkie prawdy - nieprawdy kreuje środowisko zewnętrzne i "kupujemy" je z zewnątrz, Człowiek jedynie się z nimi zgadza lub nie, a co za tym idzie adoptuje dla swojej tożsamość. W kwestii myślenia o czymkolwiek, to nie my nadajemy ton. Jesteśmy jedynie tubą do głoszenia cudzych prawd jej szemranych kreatorów. Ot owczy, stadny pęd, w którym nie ma miejsca na własne refleksje. Można nazwać to również syndromem grupowego myślenia, któremu w czasach globalnej wioski i unifikacji mediów potrafimy ulec wszyscy.
To miejsce ma być takim "ogrodem dumania". Wynikiem i tablicą obserwacji życia. Esencją codzienności przefiltrowaną przez własny światopogląd i doświadczenia. Nie uniknę w nim schematów i kliszy ( bo czymże jest życie?) . Nie wiem również do jakiej szufladki można będzie schować te zapiski - lifestyle to nie jest :) Wolę swojskie i kolokwialne mydło, szydło i powidło :)
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz