Nałogiem i pomyłką jest postrzeganie świata jako zlepka materii.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Co wspólnego ma propaganda z obiektywizmem i prawdą ...



NIC....
Kolejny raz emocje rzuciły mnie przed klawiaturę. Tym razem mniej radosne.
Zawitawszy po arbaicie w progi moich czertach ścian i odsapnąwszy kapkę rzuciłam się do biegania na orbitreku, a że w galopie lubię zerkać na znielubione z reguły tv ( jak nie zerkam na tv, to zerkam na zegarek i się cwał dłuży ) wyzerkałam reklamę, od której dostałam nagłej cholery. No bo jak inaczej, kiedy naocznie człowiek widzi, jak prostacko idiotę z niego usiłują robić kręcąc reklamowe paszkwile?

Ten humbug dotyczy reklamy MEN, która to peanami w ustach rodziców maści, pochodzenia i zamieszkania wszelkiego usiłuje wbić do głów widzom, że ni mniej ni więcej, ale uwaga: aż 90% rodziców jest zadowolonych z pomysłu  forsowanej nachalnie reformy oświaty i chętnych do posyłania sześcioletnich pociech do szkół.
Gdzie są zatem ci rodzice? 
W okół mnie mnie tych nielicznych klakierów jest  garsteczka. Potwierdzają jedynie ankietę przeprowadzoną przez CBOS, według której ponad sześćdziesiąt procent rodziców jest przeciwna, a siedemdziesiąt żąda referendum. Gdzie są zatem ci przychylni, pełni entuzjazmu rodzicie skoro zebrano dziewięćset tysięcy podpisów pod wnioskiem w tej sprawie? Znając realia, to rząd wespół  z MEN całą sprawę referendum nie tylko zmarginalizuje- to już się dzieje - ale potraktuje tak samo poważnie, jak referendum w sprawie Gronkiewicz- sabotując. Premier już  umył rączki twierdząc, że zadecyduje o tym Sejm ale i wyraźnie dodał, że nie będzie rekomendował takiego rozwiązania.
Jak powiedział Camus "bycie wolnym, to nie móc kłamać". I w tym momencie wypadło by zapytać, gdzie ta mityczna, demokratyczna wolność i swobody obywatelskie? 

Moje - rodzica - refleksje nad promowaną reformą:

http://mohylek.blogspot.com/2013/05/szesciolatki-do-szkoy-biegeim-marsz.html#links

Oraz Dorotki - rodzica i nauczycielki klas początkowych:

http://furtka11.blogspot.com/2013/08/czy-posyac-szesciolatki-do-szkoy.html



Pozdrawiam. 

24 komentarze:

  1. Przecież wiadomo o co chodzi - sześciolatek idący do szkoły to dodatkowy zarobek dla wydawnictw, wydatek dla rodzica i zaludniona, zupełnie nie przygotowana na to szkoła!
    Wiem co mówię - nie przygotowana, to znaczy dająca sześciolatkowi w prezencie hałas, rwetest - podczas gdy w przedszkolu, z dala od zgiełku może się bezpiecznie przygotowywać na nowe wyzwanie...
    Ja też się pytam gdzie Ci rodzice i jeszcze jedno
    Kto wpadł na genialny pomysł stworzenia gimnazjów w Polsce - najgorszy niewypał odbierający narzędzie władzy z ręki rodzica!!!!
    To wszystko to jakaś paranoja!
    Pozdrawiam
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
    http://kadrowane.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy07:44

    Nie będę się o poranku wyrażać, wszelkie dlatego kwestie oświatowe (w KAŻDYM względzie, nie tylko sześciolatków) przemilczę. Jest to temat, od którego gotuję się w środku. A wiemy, czemu służy ta cała oświatowa hucpa? Wiemy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na logikę, jak ma się zwolnienie 7 tysięcy nauczycieli od września i zamykanie placówek do nachalnie promowanej reformy? Nijak, bo logiki w tym za grosz. Ktoś wziął kasę za reformę, ktoś weźmie.... A gdzie w tym miejsce dla nas ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy07:28

      O ile mi wiadomo, a informacje mam z pierwszej ręki, to problem liczebności klas podejmowany jest w (pseudo)oświacie od przynajmniej 30 lat. Wszyscy, od podręczników po praktykujących nauczycieli grzmią o tym, że efektywność nauczania jest tym bardziej znikoma, im więcej dzieciaków w klasie. Optimum to podobno kilkanaście osób. Tylko te kilkanaście osób w klasie to nauczyciele zobaczą jak świnia niebo. Jeśli już rzeczywiście zdarzy się nieliczny oddział, na wsi jest likwidowany, a w mieście nie ma pozwolenia na jego utworzenie od organu prowadzącego. I o co chodzi? W pierwszej kolejności o pieniądze! A w drugiej ci, którym zależy na masowej produkcji debili, pieką na tym samym ogniu swoją pieczeń.

      Usuń
    2. Mówisz jak jest Frau :) bo "edukacja" od nieszczęsnej pseudo reformy wprowadzającej gimnazja ma tyle z edukacją wspólnego, co ta Twoja przysłowiowa świnia ze niebem. Hoduje się bezmyślnych kretynów wzutych z indywidualności, dla których jedyną inicjatywą wykazywaną będzie szybszy bieg w karuzeli pełnej szczurków i ślepy posłuch pseudo autorytetów. Równie głupich, ale cwańszych i wprawionych w pociąganiu za sznurki.
      Jak na to patrzę, to żywcem mam przed oczami wspólność, identyczność i stabilność wykoślawione w Huxleyowskim " Nowym wspaniałym świecie".

      Usuń
  4. Masowo likwiduje się małe wiejskie szkółki. Już siedmiolatkowi było ciężko z plecakiem przemierzać polnymi drogami kilometry do szosy, którą kursuje autobus, teraz funduje się to sześciolatkom - zima, deszcz, mróz - dzieciak będzie musiał się jakoś dostać do szkoły w mieście lub w większej wiosce i jakoś z niej wrócić. Pięciolatek do zerówki też. Wieś polska jest w dużej mierze biedna, często popegeerowska. Nie wszyscy mają samochody. Sama widziałam maluchy przemierzające pola na skróty do przystanku, gdzie autobus jeden dziennie rano do X i jeden po południu z X. Toteż nawet, jeśli wcześniej skończy lekcje, to czeka pół dnia do czasu odjazdu autobusu. Ale w Warszawie widzą tylko czubki własnych nosów. O tym jak żyje prowincja nie mają bladego pojęcia. A to, co opisałam, to tylko jeden aspekt tej pseudo reformy.
    Rząd ma w nosie opinię obywateli. Do referendum w tej sprawie, mimo prawie miliona zebranych podpisów najprawdopodobniej w ogóle nie dojdzie. Oni wiedzą lepiej, a nas mają za idiotów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkołę podstawową na wsi, w której mieszka moja mama i która kształciła wiele powojennych pokoleń zamknięto jakieś 6 lat temu po czym wykupił budynek i przyległości wykupił od gminy jakiś inwestor i otworzył dom weselny. Dom oczywiście jest niezbędny do funkcjonowania gminy :P Natomiast dzieci zaiwaniają teraz komunikacją podmiejską - gimbusy gdzieś szlak w międzyczasie trafił - z tej i okolicznych wiosek do Wąchocka. Klasy po trzydzieścioro dzieci, to teraz będzie standard.

      Usuń
    2. Kurna - obaliłabym wójta!
      To właśnie całe nieporozumienie w kwestii ważnych posunięć - ważnych dla całej gminy!!!
      http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
      http://kadrowane.bloog.pl/

      Usuń
    3. Asia, rodzice po pierwszej reformie, kiedy to szkołę zamknięto jako nierentowną, bo klasy gimnazjalne do Wąchocka na początku przeniesiono walczyli bardzo. Potem widząc samowolę i brak reakcji zapał im się wypalił. Wrócili cerować swoja często ubogą rzeczywistość. A szkoły zal, bo poziom był dobry i dzieciaki średnią zawyżały.

      Usuń
    4. Ale na wójta to społeczność głosuje i nie powinien takich kroków podejmować, które są krzywdzące dla wyborców - od i paranoja:)

      Usuń
  5. O szkole można by wiele, ale w zasadzie szkoda słów, bo nic dobrego się w niej nie dzieje. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dzieje, a pewnie będzie gorzej jak nam w tym pseudodemokratycznym grajdole kolejne referendum spacyfikują :(

      Usuń
    2. A że spacyfikują, to raczej wielce prawdopodobne :)

      Usuń
  6. Anno, nie znam się na klasach młodszych, ale pamiętam, jak dobrze było sześciolatkom w naszych dwóch zerówkach. Pomieszczenia były oddzielone od reszty szkoły, własna szatnia, własne ubikacje. Do stołówki sześciolatki były prowadzane przez nauczycielki w tym czasie, gdy trwały lekcje i nikt maluchom nie przeszkadzał.
    Zanim rodzice zdecydują się posłać lub nie posłać swe pociechy do szkoły, powinni dobrze zbadać warunki, w jakich przyjdzie ich dzieciom się uczyć. Nie można wszystkiego krytykować w czambuł.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do takiej zerówki chodziłam i było mi dobrze :)
      Teraz sześciolatki, które poszły do szkoły traktowane są na równi z siedmiolatkami. Nie ma kącików zabaw, jest siedzenie bite 45 minut w ławce, a klasy spore. Jest normalna nauka.
      Wiesz Aniu, ja nikogo nie namawiam do nie posyłania pociech do szkoły w wieku lat sześciu, to wolna wola rodziców jak i predyspozycji dzieci, oraz jak słusznie zauważyłaś ich uważności odnośnie warunków. Pragneła bym jedynie, aby decyzja zależała od rodziców własnie, a nie ustanowiona była odgórnie - państwowo.

      Usuń
    2. Anno, dziś dobrze przyjrzałam się krytykowanej przez Ciebie reklamie i chyba niedokładnie się w nią wsłuchałaś. To 90% rodziców, którzy posłali maluchy do szkoły w wieku 6 lat, jest zadowolonych z tego. Chyba tylko nieliczny procent szkół jest nieprzygotowany do przyjęcia sześciolatków. Na pewno maluchy nie będą przez bite 45 minut lekcji siedzieć w ławkach, bo nawet ja swego czasu ósmoklasistom robiłam gimnastykę śródlekcyjną. Teraz klasy są 25- osobowe, choć gdy ja zaczynałam pracę, moje klasy miały po 40 uczniów. Potem już zmniejszała się ilość, aż wreszcie doszła do 30 osób.
      Naprawdę nie będzie źle, bo nauczyciele 6- latków na to nie pozwolą. Nie ma co demonizować problemu, bo maluchy lubią się uczyć. Moja wnuczka miała 5 lat, gdy nauczyła się czytać. Może nie uwierzysz, ale mój mąż poszedł w wieku 5 lat do szkoły razem ze swoim 7- letnim bratem, bo w domu się nudził.
      Dlaczego u nas w każdej sprawie trzeba robić referendum, bo zawsze Polacy są na "nie".
      Ostatnio czytałam post Polki mieszkającej we Francji, która napisała o francuskich przedszkolach, niedługo jej córka skończy 6 lat i pójdzie do szkoły.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Mea culpa.Też to dziś zauważyłam. I gdy się dobrze nie wczytać, to widać jedynie to 90% Taka podprogowa podpucha, an której poległam.
      Co do siedzenia to wiem od rodziców, którzy posłali swoje sześciolatki wcześniej. Poirytowani tym byli bardzo. Obiecywano im kąciki, odpoczynki, zabawę i na tym się skończyło.
      Chodziłam do klasy z dwojgiem młodszych dzieci, które nie odstawały od reszty. Tyle, że wcześniej nikt nie słyszała o ADHD i nieprzystosowaniu emocjonalnym - teraz to niemal choroby cywilizacyjne. Nie wiem co się na to składa - to tak jak by system nerwowy dostawał z pokolenia na pokolenie przyśpieszenia i nie dawał rady na stykach kolokwialnie rzecz ujmując. Może to, że życie kiedyś było wolniejsze, znacznie i spokojniejsze, a i wymagania rodziców nie rozbuchane. Tak sobie gdybam... W każdym razie nadal nie podoba mi się, że nie pozostawiono rodzicom wolnej ręki w kwestii wieku. W końcu kto jak nie oni zna swoje dzieci i ich możliwości najlepiej?
      Nie wiem czy zmiany wyjdą na dobre. Lata pokażą czy kolejna reforma będzie trafiona jak kulą w płot, czy nie. Czas jak zawsze zweryfikuje wszytko.
      A z "nie", to zawsze tak jest, że im bardziej się zabrania tym bardziej krzyczą i walczą o prawo do głosu. Ot sprzężenie zwrotne :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Anonimowy13:24

      Moje dziecko teraz jest w 2 klasie. Klasa 28 osobowa. Lekcje 45 minutowe i siedzenie cały czas w ławkach. Inaczej było tylko we wrześniu pierwszej klasy. Raz w miesiącu sprawdziany z części polonistycznej, matematycznej i przyrodniczej. Od początku klasy pierwszej dzieci dostawały oceny, i nie tylko 4 czy 5. Trafiały się oceny niedostateczne za pisanie, czytanie czy brak zadania domowego. To, że dziecko nauczyło się czytać w wieku 5 lat o niczym nie przesądza bo w szkole ważne jest by potrafiło uporac się ze stresem związanym z ocenianiem. Moje dziecko do tej pory ma z tym problem. Żle znosi ocenianie, wie ale sam się nie zgłosi do odpowiedzi. Zupełnie inaczej się zachowuje gdy za wypowiedź nie grozi mu ocena. Czy nauczyciele wiedzą, że dzieci są młodsze? Teoretycznie tak, a w praktyce to te młodsze mają się podciągac do starszych. Jak? Ano rodzic ma pracować z dzieckiem w domu. Ma go tresować. Nikogo nie interesuje, że dziecko ma prawo jeszcze nie mieć na przykład przygotowanej ręki do długiego pisania. Nie ma sztywnego nadgarska bo jest młodsze no to ma problem. Dzieci chcą się uczyć ale rygor szkolny może je paraliżować i skutecznie tą chęć zabić. A tak czy inaczej wcześniej dzieci sześcioletnie też się uczyły bo zerówka była obowiązkowa. Co do przygotowania szkół tonajlepiej wybrać się do takiej szkoły albo porozmawiać z rodzicem. Wówczas wiele się wyjaśnia i zachwyceni reformą nagle zaczynają dostrzegać jej mankamenty. A argument "ja chodziłam do klasy 40 osobowej" jest śmieszny. Bo skoro moja prababcia używała tary to ja też powinnam?

      Usuń
  7. No i proszę, jakie twarzowe zdjęcie profilowe:)
    Pozdrawiam
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję :)
    Nie specjalnie lubię się z facjatą publicznie obnosić ;) Wstawiłam wiec takie, na którym mniej widać niż nie widać :) Przymierzam się do wstawiania fot, ale to głownie zwierzyńca i okoliczności przyrody ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No to czekam na ten zwierzyniec :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na mój belferski gust wydaje mi się, że jest zbyt duża rozbieżność poziomu intelektualnego dzieci, aby na serio mówić o jakichś rządowych uregulowaniach. Pierw zajmijmy się pogłębiającym rozwarstwieniem społecznym, a potem szkolnictwem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Anzi na mój nie belferski gust też, tylko co z tego, skoro oni śmiertelnie poważni. Najwyraźniej rozwarstwienie według rządu nie jest sprawą ani pilną, ani poważną. Natomiast spór o sześciolatków, choć poważny i konieczny medialnie skutecznie odsuwa ten problem w niebyt jak i zajmuje i dzieli tym razem emocjonalnie rozwarstwiony naród na zasadzie Zagrywki Z. Brzezińskiego: "problem, reakcja, rozwiązanie ".

    OdpowiedzUsuń
  12. choc nie mam juz dzieci w wieku wczesno szkolnym i przedszkolnym to targaja mnie takie same emocje jak toba i przyslowiowy noz sie w kieszeni otwiera, juz nawet nie probuja udawac, ze maja nas, udzi za debili czy co?

    OdpowiedzUsuń