Nie sądziłam, że w takim galopie zasiądę i napiszę kolejnego posta na blogu, ale niezwykle pozytywnie zagrał mi na emocjach amatorski film Daniela Furmańczyka: "Kiedyś będziemy szczęśliwi". Chłopak jest młody, wychowywany przez babcię. Najwyraźniej matce odebrano prawa rodzicielskie. Babcia, kobieta silna, niezwykła i najzwyczajniej w świecie urocza (tak, jak najbardziej można być uroczym po pięćdziesiątce, sześćdziesiątce nawet :P ) Niczym dobrotliwy ojciec chrzestny trzyma żelazną ręka wnuka, a na koniec mówi mu rzeczy zdało by się oczywiste dla dzieci kochanych, ale nie koniecznie tych porzucanych.
Film, po mimo, że na początku nie musi zachęcać, głównie z powodu filmowanego miejsca jak i jego mieszkańców, wkrótce tchnie magią, pasją, miłością i nakłoni do zadania sobie pytań podobnych do tych, jakie zadaje Daniel swoim rozmówcom. Zdawało by się pytań trywialnych i w kontekście dorosłości, kontrastujących mocno ze smętną rzeczywistością. Bo smutny jest marazm mieszkańców Lipin, gdzie często patologia dorosłych miesza się z fantazją dzieci marzących o byciu księżniczką, smokiem - jego sile i autorytecie. Gdzie obok niezwykle empatycznej nastolatki pragnącej pracować z dziećmi, pojawia się ze swoim mrzonkami o furze, skórze i komórze blond gazela z aspiracjami na modelkę, a tuż za nią freak z rojeniami o byciu drugim Timothym McVeigh, któremu bystry autor wyszykował taką niespodziankę, że na widok finalnej miny chłopaczka miałam ochotę powiedzieć : "bezcenna" :)
Daniel pokazując swoich rówieśników, otworzył dla nas swój lipinicki świat, pokazał, że nie ma ludzi przegranych na starcie, że miejsce urodzenia nie predestynuje do dalszego życia. Po mimo wszytko. Że to mityczne "kiedyś będziemy szczęśliwi" jest tu i teraz i nie trzeba czekać wiecznie na kiedyś, bo życie nam przecieknie przez palce na własne życzenie. W biegu za poszukiwaniem tego co mamy, a nie dostrzegamy.
Film ten na koniec w moim wypadku okazał się plastrem miodu na niewesołą rzeczywistość, po mimo, że sam też taką przedstawia i przyprawił o wielkiego, od ucha do ucha banana. Ponad to po udowodnił, że schematyczne myślne i ocena kogokolwiek na podstawie kiepskich, środowiskowych przesłanek jak i sposobu bycia jest równie trafna, jak strzelanie kulą w płot, bo na hałdzie kompostu pośród chwastów i fiołki zakwitnąć potrafią.
Na koniec życzę Danielowi, by jego pasja stała się sposobem na życie. Dagmarze pracy z dziećmi, których potrzebuje tak samo jak one jej. Babci stu lat zdrowia, pozostałym i samej sobie jej mądrości życiowej. I po mimo całej Daniela miłości do Lipin, by był w nich częściej gościem, niż stałym mieszkańcem.
Pozdrawiam.
Dokładnie tak! Życie składa się z chwil. Trzeba je chwytać i cieszyć się nimi. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńŻycie to dar, którego nie trzeba gonić... wystarczy patrzeć, aby nic nie przeoczyć ....
OdpowiedzUsuńMożna nie mieć nic... a mieć wile - może inaczej
NIE MAJĄC NIC MIEĆ WIELE
Film postaram się obejrzeć, lubię przemyślenia...
Pozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Bardzo ciekawa recenzja, mam wielka ochote obejrzec ten film, na pewno obudzi sporo refleksji...
OdpowiedzUsuńobejrzałam i jestem pod wrażeniem wartości, miłości babci i wnuka i prawdy, kurcze dodaję to na f ... dzięki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl
A proszę Cię bardzo ;) Cieszę się, że też Cię urzekła ta historia.
OdpowiedzUsuńAgnieszko dziękuję za miłe słowa :)
Pozdrawiam.
Babcia - bezcenna
OdpowiedzUsuńA urzekła mnie szczerość przekazu!
Pozdrawiam
Też urodziłam się i wychowałam na wsi, do której teraz bardzo tęsknię. Jeśli człowiek do czegoś z całej siły dąży, to na pewno to osiągnie. Warto marzyć!
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam.
Wszędzie można być szczęśliwym. Szczęście jest w nas, w naszym podejściu do życia, w naszych poczynaniach. Czasem los płata nam złośliwe figle, ale szczęśliwym się nie jest na stałe, szczęśliwym się bywa. To od nas zależy, czy potrafimy te szczęśliwe chwile wykorzystać i się nimi cieszyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Otóż to dziewczyny, że zarówno marzenia jak i szczęście - ich spełnienie, trwałość i doświadczanie jest tylko i wyłącznie naszym dziełem. Sami kreujemy naszą rzeczywistość. Ja jestem z tych co im szklanka zawsze do połowy pełna. Tak łatwiej, lepiej i pełniej się żyje :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Szklanka do połowy pełna - jesteś niesamowita, tak, tak nic we wszechświecie nie stoi w miejscu, wszystko płynie, płyną i marzenia..
OdpowiedzUsuńW książce Paulo Coelho " Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam" pisze o marzeniach i drodze do ich realizacji:
"Marzenia wymagają sporo pracy"
"Tylko niekiedy szczęście bywa darem
najczęściej trzeba o nie walczyć"
" BIADA TEMU KTO NIE PODJĄŁ RYZYKA!"
Pozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Asiu, tak sobie dumam, że o szczęście wcale nie trzeba włączyć, bo jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy chcieć. Ryzykiem dla mnie jest walka w imię szczęścia, ponieważ jako synonim wojny jest wyrzeczeniem szczęśliwość, bo cała para i energia idzie w walkę nie kreację szczęścia :)
OdpowiedzUsuń