Nałogiem i pomyłką jest postrzeganie świata jako zlepka materii.

niedziela, 16 lutego 2014

Jej wysokość dyrektorka.





Jak na górze tak i na dole. Nie bez przyczyny mówi się, że przykład idzie z góry. Szkoda, że owczym pędem przyjmują się i powielają najszybciej te mało kulturalne. 
I tak niemal dwa tygodnie zajęło mi bawienie się w kotka i myszkę z panią dyrektor wojewódzkiego NFZ, która to w swej królewskiej łaskawości nie raczyła była zgodzić się na wypłatę pieniędzy z zakontraktowanych i wyrobionych świadczeń.


Najpewniej na zasadzie nie, bo nie i już - nawet sobie wyobraziłam z całym dobrodziejstwem detali panią Zofię jak tupie krągłą, korpulentną nóżką z miną buńczuczna by niezgodę pokreślić ;) Mało prawdopodobne aby tupała, ale co tam. Wyobraźnia swoje, hulała na obrotach podkręcona emocjami. 
W połowie zeszłego miesiąca wysłałam jak jest przyjęte rachunek za wykonane usługi w ramach funduszu. W formie elektronicznej jak i papierowej - klasycznie pocztą, priorytetem zwykłym. Bez potwierdzenia, ponieważ dotychczas problemu nie było. Wraz z rachunkiem poszła informacja o zwolnieniu lekarskim wykonawcy usług w ramach nfz w miesiącu rozliczeniowym. Takie odgórne funduszowe procedury, że wysłać trzeba informację o każdym zwolnieniu bądź urlopie. Ot duperelki.
Tym razem ta duperelka sprawiła, że bujałyśmy się z fochem jej wysokości dwa tygodnie jak nie lepiej, gdyż któryś z pracowników nfz i owszem zwolnienie w przesłanej kopercie odnalazł, ale rachunku już nie i ten poszedł był do kosza z winy gapowatego pracownika. O tym, że poszedł dowiedziałyśmy się z nieodebranych rachunków elektronicznych, które wisiały w systemie, a nie powinny. 
Załapałam za telefon, co by się dowiedzieć dlaczego i jakim cudem. Otrzymałam odpowiedź, że rachunek w formie tradycyjnej nie doszedł. Spytałam więc, czy zwolnienie doszło, bo przecież koperta ta sama. Owszem jak najbardziej doszło. Pani po drugiej stronie dodała, że rachunek trzeba wysłać raz jeszcze, a w raz z rachunkiem informację do dyrekcji co się stało z poprzednim, żeby w terminie wcześniejszym niż ustalone dwa tygodnie fundusz łaskawie wypłacić pieniądze. Mówię więc pani, że oni zgubili, a termin wypłaty pieniędzy minął już dawno, wiec o wcześniejszym logicznie rzecz biorąc ciężko mówić. Ale nic to, podziękowałam, napisałam oficjalne pismo do jej wysokości dyrekcji z informacją, że rachunek wysłany, ale zaginął nie z winy podwykonawcy i proszę w związku z tym o szybkie wypłacenie zaległej kwoty. 
Dzień, dwa trzy nic. Głucha cisza. 
Dzwonimy więc do tej samej pani, która wcześniej pouczyła co w sprawie zrobić. Pani mówi grzecznie, że rachunek doszedł, ale elektroniczny nie zatwierdzony i wpłaty nie ma, ponieważ dyrektorka nie wraziła zgody na wcześniejszą wypłatę (sic!) Bo to ma być prośba!  No klękajcie narody. Jaśnie wysokości na stołeczku w dupie się poprzewracało. Najpewniej z miejsca by wyraziła, gdy byśmy przyszły w worach pokutnych i klęknęły na grochu, a jej ego zapiało z zachwytu :P 
Przeciwna byłam żeby tą prośbę pisać i poczekać te absurdalne dwa tygodnie, bo wiedziałam już, że baba pójdzie dalej w zaparte, boć wspomniane ego stoi dalej w kącie i chlipie. Szefowa jednak się uparła więc napisałam oficjalną prośbę motywując, że rachunek zaginął z powodów od nas niezależnych. Poszło elektronicznie, co by dalszych opóźnień nie narobić. 
I co ? I dupa. Jej królewska mość wypięła się na dobre, nie racząc powiadomić o owym wypięciu. Zatem kolejne dni straty plus weekend, a w poniedziałek kolejny telefon do tej samej pracownicy i odpowiedź, że wypłata nie nastąpi wcześniej i  bardzo przeprasza, ale królewna odmówiła. Najpewniej by jej korona spadła. Trudno. 
Pomyślałam jednak, że skoro jaśnie pani lubi ping ponga, to się pobawię. Wystosowałyśmy oficjalne pismo do dyrekcji, o braku pisemnej odpowiedzi na pismo z dnia takiego i w takiej to a takiej sprawie, domagając się oficjalnej i pisemnej odpowiedzi w sprawie ustnej odmowy wypłacenie kwoty z rachunku z takiego a nie innego miesiąca. Z uzasadnieniem. Dodałyśmy po raz kolejny, że rachunek zaginął  z powodu niedopatrzeń pracowników funduszu i w związku z tym nie ponosimy odpowiedzialności za jego zagubienie, a tym bardziej nie rozumiemy odmowy ze strony dyrekcji, oraz logiki terminu "wcześniejsze wpłacenie kwoty  z rachunku...", bo termin wypłaty minął dobre dwa tygodnie wcześniej, zatem o wcześniejszej - toć to  w tym wypadku oksymoron jakiś :P - wypłacie w wynikłej z ich niepodpatrzenia i opóźnienia nie może być mowy.
Zapewne jej królewska mość po raz kolejny oleje petenta z wysokości tronu. Tyle, że takim olewaniem jedynie sobie i urzędowi w którym pracuje i "dowodzi" wystawia laurkę.
Pewnie jak to z takim stołkami i funkcjami bywa, jaśnie pani  poleci po kolejnych wyborach. Ot rzeczywistość. Niesmak pozostanie. Przykro się robi, gdy na stanowiskach wyższy czy niższych, od dyrekcji po szeregowego pracownika brakuje ludzi, co prosili by ładniej niż dziękowali.






Pozdrawiam.




21 komentarzy:

  1. Tak to jest jak się zaczniesz kopać z koniem. Nawet jak ten koń jest tylko "znajomym króliczka".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby zamiast konia był człowiek problemu by nie było ;)

      Usuń
  2. Masakra, wszędzie to samo z tym NFZtem, prosisz się jak o jałmużnę o swoje pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haracz się płaci jak, a jak przyjdzie do leczenia czy płacenia, to jak w mafii, zdrowie i życie idzie stracić.

      Usuń
  3. I jak ma być dobrze???? Toż to się nóż w kieszeni otwiera!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, a taki fuchy z nadania dają, co by co lepsze stołki zachować.

      Usuń
  4. Przychodzi sekretarka do dyrektorki NFZ:
    - Przyszedł do pani SMS.
    - To niech wejdzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. I całą sprawę tworzą ludzie a nie politycy, to nie wina Tuska czy Kaczyńskiego to wina szanownej Pani Dyrektor i tyle . To ludzie tworzą system

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Tyle, że zbyt często mam wrażenie, że ten system jest jak hydra. Urąbiesz łeb, to dwa następne jeszcze bardziej zacięte i pazerne wyrosną.

      Usuń
    2. W każdym systemie biurokraci jak cholera potrafią wszystko zepsuć. I nie ma bata przez jakiś czas ich ugrzecznione buźki zwodzą a potem lecą na zbity pysk

      Usuń
  6. Włos się na głowie jeży.

    Pieprzona biurokracja i papierologia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre rzeczy chyba nigdy się nie zmienią ;\

      Usuń
  7. Bo tak z góry pewnie przyjemnie się leje na tych, co na dole. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze mnie zastanawiało, co robi taka przykładowa pani dyrektor, jak sama musi gdzieś coś w jakimś urzędzie załatwić i napotyka na taki opór materii i umysłu, jaki sama stosuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o tym myślałam i w zasadzie nadal głupia jestem, bo najpewniej jej sposób działania mnie nawet przez głowę by nie przeszedł. Czasem wydaję mi się, że tacy to jak czołg, albo ofiary takich czołgów, co to potem kompleksy leczą.
      W zasadzie to nie na moją głowę ;)

      Usuń
  9. Na szczęście nigdy nie miałam do czynienia z urzędnikami, bo od tego mam męża. Niech on się z nimi użera! Mam nadzieję, że dyrektorka szybko straci swe stanowisko, bo się do niego nie nadaje.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tacy co z nadania, tracą wraz z nowym porządkiem politycznym. Szkoda jedynie, że kolejni niejednokrotnie powielają wzorce. Takie osoby nigdy nie powinny mieć dzierżyć choćby najdrobniejszej władzy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Najbardziej męczy bujanie się z systemem i strata energii na walke co nam sie nalezy jak juz nie powiem co... to zawsze mnie w polskim systemie dobijało.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bo to jest system na drenaż energii własnie. Dobrze, że wielu z nas to żadne cholerne don Kichoty, co by do walki z wiatrakami szły.

    OdpowiedzUsuń