środa, 24 lipca 2013
Dzienniki samochodowe II
Ciąg dalszy wrażeń. Rzec można na gorąco, bo jeszcze mnie drętwota w czterech literach nie puściła po kolejnej sześciogodzinnej jeździe po big city. Big jest na tle big, że po powrocie na własny zacof ulice, które wcześniej przyprawiały mnie o szczękościsk, świeciły pustkami. Luz blues. Po grajdołach mogła bym już bez licencji na niezabijanie jeździć. Wciąż mam problem z podzielnością uwagi - co prawda mniejszy, a skrzynia biegów przestała stanowić całkowitą tabula rasa, bo i pewność poczynań większa. Z jako takiego balansu i skupienia wyrywały mnie jazdy egzaminacyjne. Trzy jadące dziś przed mną zostały oblane. Jedna wymusiła pierwszeństwo na pieszym, pozostałych nie przyuważyłam. Widziałam tylko jak instruktor kazał zjechać i this is the end jak to śpiewali Doorsi. Kolejny stres i o 140 lżejszy portfel. Cholera, za nim podejdę będę chyba musiała dodatkowe godziny wykupić i łyknąć z kilogram odstresowywaczy ;)
Całkiem przyzwoicie parkowanie i cofanie po łuku mi wychodzi. Tyle tylko, że na placu manewrowym. Realnie to zgroza jest jakich mało. Wstyd, hańba i popiół na bańkę :P Cóż, pocieszam się że praktyka czyni mistrza. A to, do czego prawko mi niezbędne ekwilibrystyki jako takiej i obycia z autem będzie wymagać. Głównie dla własnego i cudzego bezpieczeństwa. Pod warunkiem rzecz jasna, że zdam testy, których podobno nie zdali w próbach sami układający pytania.
Z testami to cyrk i granda jest. Zdawalność po nowemu minimalna do tego stopnia, że szkoły zwalniają instruktorów. Boom na prawko minął, bo ochotnicy są równie nie kumaci w testach jak ich autorzy. Ale czego wymagać jak na multimedialnych testach domowych co to z książką dostałam do ćwiczeń błędy są. W książce w sumie też. Oba dotyczą skrętu i zawracania na skrzyżowaniu. Przynajmniej ja, laik takie wyłapałam. Generalnie, to pytania są ułożone w ten sposób, że łatwo o pomyłkę - business is business. O babolach typu czy: kierowca przed jazdą powinien zjeść ziemniaki czy ryż, litościwie wspomnę małym druczkiem.
Generalnie jeżdżąc na kursie przepisowo i turlając 50 km w zabudowanym muszę stwierdzić, że gro poruszających się po mieście łamie przepisy. Nie wiem czy ktoś ich goni, czy zwieracze puszczają :P Ani to bezpieczne ani wygodne, bo światła, pasy i ronda ciurkiem niemal. Natomiast wracając popuszczam cugli ile wlezie. Oczywiście w określonych granicach. Za pierwszym razem z radochy nad prędkością mało z gaci nie wyskoczyłam. Za trzecim monotonia jazdy - prosto jak w mordę strzelił e7 przyprawiła mnie o senność, a odrętwienie lewej stopy o setkę na liczniku ;) Szczęściem instruktor czuwał, bo z gazem kiedy mogę - czy z drętwotą czy bez poczynam sobie niczym niemiecka Luftwaffe nad Anglią ;)
Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Egzamin swoje, a jazda swoje...
OdpowiedzUsuńUwielbiam jeździć, niestety często łapię się na tym:
że przepisy dla ludzi są tworzone i stąd ich łamanie ...
Pozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Ano nie da się ukryć.
OdpowiedzUsuńDziś łapałam się na tym, że po zjeździe z e7 na zacof dzieżko mi te 50 się turlać ;)
Jazdę uwielbiam, tyle, że u mnie ciągle po grudzie, bo nawet skutera dotychczas w łapie nie miałam, o aucie nie wspominając. Ale nie ma przebacz, bo to moje być albo nie być :)
Pozdrawiam.
Pod górkę najlepiej na 3, wyprzedzasz tylko na trójce, bo wtedy masz większe bujanie...
OdpowiedzUsuńDobrze by było, żeby Cię ktoś zaufany nauczył pewności na drodze.
Miałam znajomego, wariat jakich mało i zbytnio mu na początku nie ufałam...
Wyobraź sobie, że to ten wariat nauczył mnie pewności, wyczucia samego siebie..
Będzie dobrze - pomyślnych wiatrów
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Nie wiem, czy kogoś takiego znam ;)
OdpowiedzUsuńBez względu na to myślę, że pewność z czasem sama też przyjdzie. Problem z górka mam nie bagatelny na placu, gdy zręcznego trzeba zwolnić i wjechać grrr. Z równym powodzeniem mogła bym 3 metrowy płot przeskoczyć ;)
Poćwicz sprzęgło gaz na sucho - pod górkę i delikatnie zwalniasz - też miałam stresa, gdy jako zielonego jeszcze kierowcę kumpela wsadziła mnie w swoje auto jadąc przodem i instruując przez komórkę... Stałam na światłach, a ona swój pojazd zostawiła na ręcznym, dopadła do mnie z rozkazem :
OdpowiedzUsuńPowoli schodzisz z ręcznego- haha, mokra byłam calusieńka...
Pozdrawiam
eksperyment-przemijania.blog.onet.pl
kadrowane.bloog.pl
Dziękuję i zastosuję :)
OdpowiedzUsuńno i się stało - nominowałam Cię za Twój samochodowy upór i relacje z ich przebiegu
OdpowiedzUsuńSzczegóły na moim poście
Pozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Zaglądam z rewizytą.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałam sobie swój egzamin na prawko. Uważam,że skoro ja dałam radę, to każdy może. Zatem głowa do góry. Myślami będę z Tobą! Dasz radę!
Serdeczności.
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńEgzaminy jeszcze przede mną. W poniedziałek będę miała wewnętrzne z teorii. To pro forma, ale przed tymi właściwymi będę musiała przysiąść fałd, a że się swojego czasu na testy w ramach ćwiczeń obraziłam ;) to tym bardziej solidnie to przysiadanie muszę potraktować :)
Wykorzystaj metodę wizualizacji. Zaprogramuj przyszłość na to co umiesz najlepiej. Wówczas takie zadania dostaniesz. Zdasz. Reszty nauczysz się jeżdżąc.
OdpowiedzUsuńKochana, ja sobie często wizualizuje:) Nazywam to kolorowaniem świata. Czasem jedynie intencje tak meandrują, że sukces jest jakiś, ale taki na pół gwizdka :) ale praktyka czyni mistrza ;)Odnośnie kolorowania to gorąco polecam Vadima Zelnda i jego "Transerfing rzeczywistości".
OdpowiedzUsuń